Powinniśmy byli przygotować się na ryzyko nieprzewidywalności platform social media, bo zawsze umieszczaliśmy je w gronie Earned Media, prawda? Więc o co ten krzyk podnoszony przez miliony do niesprawiedliwego Marka Zuckerberga, bliskiego internetowej ascendencji i jak ascendent głuchego na modlitwy?
DO TEJ PORY MOGŁO BYĆ AMBITNIEJ
Wszystkim, którzy oceniają, że larum na ostatnie ruchy Facebooka (zmiany w algorytmie skutkujące obcięciem zasięgów) jest niesłuszne, tłumaczę: do tej pory mogło być ambitniej, teraz będzie prostactwo. Na początku było demokratycznie, pamiętacie? Mogłeś pisać ciekawe rzeczy, a jedna publikacja sprawiała, że dołączały do ciebie dziesiątki i setki fanów. Na Facebooku warto było publikować, bo tam właśnie byli odbiorcy. Łykali to, co się pisało, lajkowali, komentowali, share’owali. Coraz więcej ruchu pochodziło z tego miejsca. To było demokratyczne medium: autor dobrego contentu z powodzeniem rywalizował tu z dużą marką, docierał skuteczniej, zbierał większe audytorium.
PRZYKRĘCANIE KURKA
Z biegiem lat wróciła zasada, że duży może więcej. Przykręcanie kurka następowało etapami. Obserwowaliśmy w ciągu ostatnich lat 5-6 spadków średnich zasięgów o kilkanaście procent. Tym razem zmiana była drastyczna: ograniczenie zasięgu postów nawet o 70%.
Czy Facebook miał prawo to zrobić? Miał prawo i zrobił. Co więcej: argumentuje to wyczyszczeniem naszych tablic z wątpliwej jakości treści na rzecz tych wartościowych, newsowych, zapewne od uznanych partnerów. Czyli wszystko idzie w dobrym kierunku? Być może, jeśli używasz Facebooka do czytania. Gorzej, jeśli na nim publikujesz i liczysz na czytelników i ich interakcje.
LOKOMOTYWA BEZ WĘGLA NIE POCIĄGNIE
Zasięgi siadły organiczne, a nie płatne. Czyli to, co do tej pory miało szansę roznieść się wirusowo, odtąd wymaga dopalenia mediami. Co z tego wynika dla agencji i marketerów? Inaczej będzie się liczyło predykcje i KPI’s, większych budżetów potrzeba do osiągnięcia podobnego jak dotąd zasięgu. W każdym medium clutter skutkuje coraz droższymi kosztami dotarcia (albo wydajemy więcej na emisję, albo poszukujemy lepszych jakościowo – czytaj: jednostkowo droższych – placementów).
I jeśli przygotowujesz teraz strategię contentową, to pamiętaj, że o jej sukcesie decydują coraz bardziej budżety na promocję przyłożone w odpowiednim miejscu. Przestań się zastanawiać nad kreatywnymi zabiegami i zwiększaniem interakcji. Lokomotywą ciągle jest treść, ale bez mediowego węgla już w ogóle nie pociągnie. Przynajmniej żebrolajków już więcej nie zobaczymy.
CIERPLIWIE, JAK DO DZIECKA
Coraz bardziej widać, że autor treści przegrywa z właścicielem platformy, który tłumaczy cierpliwie: „twoi fani może cię kiedyś zalajkowali, ale teraz jesteś jednym z wielu, więc pozwolimy ci zaśmiecać ponownie ich walle, jeśli nam zapłacisz”. Mierzi mnie to jako właścicela hobbystycznych fanpage’y, który ciułał organicznie pojedynczych czytelników. I to już w czasach, gdy szło to 3 razy oporniej niż rok wcześniej. Co więcej: raz uzbierane grono fanów nic mi nie da. Muszę płacić coraz więcej, żeby do nich dotrzeć z moimi postami.
ROZGLĄDAM SIĘ
Co to oznacza dla mnie? Że ostatni rok poszukiwania alternatywy dla Facebooka był dobrym kierunkiem. Z moimi treściami zaraz się stamtąd wyniosę, choć prywatnie od FB się nie odcinam. Póki co. Są tu obecnie prawie wszyscy moi znajomi. Ale na Grono.net i NK.pl też w którymś momencie przestałem zaglądać…
Image source: http://blog.yesheis.com/
Reply